niedziela, 16 czerwca 2013

City Island reż. Raymond De Felitta

Ostatnio mam taki nawał pracy, że nie mam czasu na żadne przyjemności. Wieczorami jestem tak zmęczona, że nie mam siły na czytanie czy nawet słuchanie muzyki. Dużym wysiłkiem intelektualnym stała się partyjka warcabów z córką, czy pomoc w zadaniu z chemii (brr...).
Film City Island był w sam raz dopasowany do moich aktualnych możliwości - nie wymagał wysiłku umysłowego, zaangażowania emocjonalnego; akcja toczy się powoli, ale wciąga, a Andy Garcia - hm... - patrzeć na niego to czysta przyjemność.
Jest to opowieść o rodzinie Rizzo z Bronxu, która w gonitwie codzienności zagubiła to co w rodzinie najpiękniejsze; zaufanie, akceptacja, szczerość. Mąż - Vince( A. Garcia), na co dzień strażnik więzienny, wstydzi się przyznać swojej żonie, że chodzi na kurs aktorstwa. Woli kłamać i być podejrzewany o zdradę, niż narazić się ze swoim hobby na ośmieszenie przed żoną. Córka ukrywa przed rodzicami, że zamiast studiować, pracuje jako striptizerka. Syn też ma ciekawe zainteresowania, otóż podnieca go karmienie otyłych kobiet... .
Katalizatorem zmian w pogmatwanych relacjach staje się chłopak z więzienia, syn Vince'a z przypadkowego związku sprzed lat.
Film do pewnego momentu zapowiada się jak dramat psychologiczny, ale finałowe rozwiązanie problemów zaskoczyło mnie swoim komizmem i taką trochę naiwnością.
Miało to chyba jednak jakiś głębszy sens - komplikujemy sobie życie, stawiamy wyimaginowane bariery, wycofujemy się z relacji, obwarowując w swoich wewnętrznych twierdzach - aż stajemy się śmieszni. A może wystarczy tylko (lub aż) kochać się, wybaczać sobie i podchodzić do życia z dystansem i wiarą w ludzi.
Może i trochę naiwny film, ale z pozytywną energią.

Smaczku filmowi nadaje fakt, że córkę Vince'a gra Dominik Garcia- Lorrido, czyli córka A. Garcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz