czwartek, 27 czerwca 2013

1920 Bitwa Warszawska reż . Jerzy Hoffman

Długo zbierałam się do obejrzenia tego filmu, bo ciągle brakuje mi czasu, ale też zniechęcały mnie nieprzychylne recenzje. Wreszcie zobaczyłam na własne oczy, czemu film został skrytykowany.
Pewnie miało być to dzieło ku pokrzepieniu serc, dostarczające wzruszeń miłosnych i uniesień patriotycznych. Mnie nie poruszył pod żadnym względem ( oprócz świetnych zdjęć, ale sam Idziak to za mało).
Zabrakło mi pokazania szerszego kontekstu historycznego i politycznego w Europie i w odradzającej się Polsce. Widz niewyrobiony historycznie(bo przecież nie każdy jest historykiem)nie zrozumie o co chodziło w wojnie polsko - bolszewickiej, jakie miała znaczenie dla Polski i dla Europy.
Mało wyrazista wydała mi się postać Piłsudskiego, w końcu głównego bohatera tamtych wydarzeń. Wieniawa - Długoszowski - pierwszy ułan Rzeczpospolitej, mógł być postacią , która ubarwi, ożywi ducha tamtych czasów w filmie. Zobaczyłam starszego(z całym szacunkiem dla B. Lindy), powściągliwego pana - szkoda!
Czekałam na pokazanie jak rodziła się tożsamość Polaków w  odradzającej się ojczyźnie, liczyłam na polemikę, a dostałam lekko kiczowatą laurkę.
Bohaterowie papierowi, emocje sztuczne, dialogi drętwe. Nie ma bohatera, z którym można się identyfikować, któremu się kibicuje.
Szyc rozczarował mnie płytką i
A. Domogarow tym razem jako "dobry" kozak.
nijaką grą. Natasza Urbańska "zjawiskowa", śliczna, ale też nijaka, trochę taka malowana gwiazda kabaretu, która przeistacza się w bohaterkę - patriotkę. Całkowicie nieprzekonywująca postać, ale nie ma się co czepiać , przecież nie jest aktorką. Z tak marnym scenariuszem i tak nieźle sobie poradziła.
dziewczyna z plakatu propagandowego?
Wszystkim postaciom brakowało wyrazistości, psychologicznej głębi.
Zdecydowanie wyróżnia się rola Adama Ferencego jako czekisty - prawdziwa, barwna, na swój sposób też zabawna( np. scena nagrzewania hemoroidów).

Mam niejasność co do śmierci ks. Skorupki, bo czytałam dwie wersje. Jedna, piękna i heroiczna, tak jak została ukazana w filmie - ksiądz z podniesionym krzyżem prowadzi żołnierzy do ataku. Druga wersja mówi, że zginął podczas udzielania ostatniego namaszczenia rannemu żołnierzowi. Może ktoś ma większą wiedzę na ten temat?
Nie można wszystkiego krytykować, więc powiem, że zdjęcia Idziaka robią wrażenie, jest to najmocniejsza strona filmu. Niestety, nie oglądałam filmu w 3D, więc nie mogę ocenić efektów od tej strony.

Mało mamy w historii naszego narodu wygranych bitew. Ta z 1920 r. jest o tyle ważna, że miała duże znaczenie dla słabej, dopiero powstającej państwowości. Zasługuje więc na lepsze udokumentowanie, a sprowadzenie jej do historii miłosnej to chyba smutny objaw komercjalizacji. Takie filmy są łatwiejsze w odbiorze i lepiej się sprzedają.

niedziela, 16 czerwca 2013

City Island reż. Raymond De Felitta

Ostatnio mam taki nawał pracy, że nie mam czasu na żadne przyjemności. Wieczorami jestem tak zmęczona, że nie mam siły na czytanie czy nawet słuchanie muzyki. Dużym wysiłkiem intelektualnym stała się partyjka warcabów z córką, czy pomoc w zadaniu z chemii (brr...).
Film City Island był w sam raz dopasowany do moich aktualnych możliwości - nie wymagał wysiłku umysłowego, zaangażowania emocjonalnego; akcja toczy się powoli, ale wciąga, a Andy Garcia - hm... - patrzeć na niego to czysta przyjemność.
Jest to opowieść o rodzinie Rizzo z Bronxu, która w gonitwie codzienności zagubiła to co w rodzinie najpiękniejsze; zaufanie, akceptacja, szczerość. Mąż - Vince( A. Garcia), na co dzień strażnik więzienny, wstydzi się przyznać swojej żonie, że chodzi na kurs aktorstwa. Woli kłamać i być podejrzewany o zdradę, niż narazić się ze swoim hobby na ośmieszenie przed żoną. Córka ukrywa przed rodzicami, że zamiast studiować, pracuje jako striptizerka. Syn też ma ciekawe zainteresowania, otóż podnieca go karmienie otyłych kobiet... .
Katalizatorem zmian w pogmatwanych relacjach staje się chłopak z więzienia, syn Vince'a z przypadkowego związku sprzed lat.
Film do pewnego momentu zapowiada się jak dramat psychologiczny, ale finałowe rozwiązanie problemów zaskoczyło mnie swoim komizmem i taką trochę naiwnością.
Miało to chyba jednak jakiś głębszy sens - komplikujemy sobie życie, stawiamy wyimaginowane bariery, wycofujemy się z relacji, obwarowując w swoich wewnętrznych twierdzach - aż stajemy się śmieszni. A może wystarczy tylko (lub aż) kochać się, wybaczać sobie i podchodzić do życia z dystansem i wiarą w ludzi.
Może i trochę naiwny film, ale z pozytywną energią.

Smaczku filmowi nadaje fakt, że córkę Vince'a gra Dominik Garcia- Lorrido, czyli córka A. Garcia.

środa, 12 czerwca 2013

Znowu

Znowu przyszła do mnie samotność
choć myślałem, że przycichła w niebie
Mówię do niej:
-Co chcesz jeszcze, idiotko?
A ona:
- Kocham ciebie

ks. J. Twardowski