środa, 27 lutego 2013

Życie prywatne elit Drugiej Rzeczpospolitej

Sławomir Koper to autor ostatnio bardzo popularny . Zauważyłam , że budzi mieszane uczucia wśród czytelników . Przez jednych wychwalany za to , że czyni postaci z podręczników historii bardziej ludzkimi , pokazując ich słabości ,wady , grzeszki. Przez innych krytykowany za szukanie taniej sensacji , czy nawet za nierzetelność i plagiat .
Postanowiłam wyrobić sobie własne zdanie ,przeczytałam więc Życie prywatne elit... .
     Książka do przeczytania w  weekend, z serii " lekka, łatwa i przyjemna". Przenosi nas w świat przedwojennej Polski ,świat elit politycznych, artystów , kabaretów, środowisko słynnej "Ziemiańskiej". Tak przynajmniej zapowiada się na pierwszych stronach . Niestety , później autor ogranicza się już tylko do sfery polityków. Przytacza mnóstwo anegdot z życia prywatnego , skandali , afer.
Sławomir Koper
Opowieści o licznych romansach Wieniawy- Długoszowskiego czy Piłsudskiego początkowo mogą wydawać się ciekawe. Jednak w połowie książki czułam się już przytłoczona ilością libacji, kochanek , rozwodów. Swoją drogą , to ciekawe , jak łatwo można było wtedy unieważnić małżeństwo kościelne, by otworzyć sobie drogę do następnego ślubu :)
Przyznam , że czytałam książkę ze zmiennym zainteresowaniem , bo po prostu nie wszystkie historie są ciekawie napisane. Zdarzało mi się z nudów przerzucać po kilka kartek. Czasem miałam wrażenie , że jest to zlepek historyjek , częściowo dobrze znanych , częściowo nudnych , bez znaczenia. Brakowało mi w książce jakiejś idei, głównej myśli , klimatu tamtych lat.
Dobrze , że autor , w tle tych ploteczek i dykteryjek, przedstawia nieco wydarzeń historycznych , co podnosi wartość książki. Znalazłam kilka wątków, które mnie zaciekawiły , jak np. wojenne losy Wieniawy-Długoszowskiego, czy historia morderstwa Marty Zaleskiej- partnerki Rydza-Śmigłego.
Najciekawszy wydał mi się początek książki i jej ostatni rozdział :)
Wieniawa to postać barwna; krążyło na jego temat mnóstwo żartów i anegdot. Wspaniały żołnierz , z duszą artysty i zamiłowaniem do "uciech cielesnych". Mam przed oczami postać płk. Waredy z Kariery Nikodema Dyzmy , dla której Wieniawa był pierwowzorem. Kojarzymy go zawsze z pełnym fantazji i humoru hulaką . Rzadko wspomina się o dramatycznym końcu jego życia i samobójstwie w 1942 r.
Klamrą zamykającą książkę jest historia Walerego Sławka , również bliskiego przyjaciela Piłsudskiego, dwukrotnego premiera rządu. Postać mało znana a szkoda , bo o ciekawym życiorysie i osobowości. Znamienne , że on również odebrał sobie życie, gdzie podobnie jak w przypadku Wieniawy , w grę wchodziły względy polityczne.

Ogólnie rzecz ujmując , książka nie zachwyciła mnie. Spodziewałam się więcej informacji historycznych , bardziej wnikliwego potraktowania postaci . Nie interesują mnie skandale i plotki. Gdyby stanowiły one margines książki - to OK, ale w moim odczuciu zajęły zbyt dużo miejsca. Oczywiście , nie mogę z tego robić zarzutu pod adresem autora. Taki był zamysł jego książki , a że rozminęło się to z moimi zainteresowaniami - cóż, trudno.
Nie chcę tylko krytykować, bo książka zapewne ma swoje dobre strony. Z pewnością zdejmuje z piedestału postaci, których nauczono nas widzieć jako mężów stanu , ludzi którzy całe życie poświęcili ojczyźnie. Być może takie podejście do tematu mogłoby być ciekawe ,przecież nie zawsze o historii trzeba pisać poważnie i "zadęciem" .
Zniechęciły mnie do tej książki , oprócz treści , również względy techniczne , takie jak styl pisania Kopera , zła kompozycja książki.
  Na półce czeka następna książka S. Kopera - może będzie lepiej?:)

poniedziałek, 25 lutego 2013

"Żona Mormona" - historia Irene Spencer

Żona Mormona to opowieść jednej z 10 żon poligamisty- Verlana. Jest to jednocześnie historia rodziny , która założyła słynną Colonię LeBaron w Płn. Meksyku.
Niby wszyscy wiemy , że część Mormonów nadal praktykuje wielożeństwo , mimo oficjalnego zakazu.Jednak przeczytanie historii osoby, która tego koszmaru doświadczyła- może wywołać szok i oburzenie.
 Mormoni wierzą w to , że każdy mężczyzna może po śmierci zostać bogiem. Jednym z warunków jest posiadanie za życia min. 7 żon.
Dla kobiet jest to szansa na stanie się boginią, bo tylko mąż - bóg może ją "przeciągnąć" przez wrota śmierci do wiecznego życia.
Fundamentalny odłam Mormonów uważa , że jest to podstawa ich wiary, dlatego nie zamierza zrezygnować z poligamii.
Verlan w otoczeniu swoich dzieci


Życie kobiet w takich rodzinach to koszmar , niewyobrażalny dla tzw.człowieka Zachodu. Ślub biorą potajemnie( bo to niezgodne z prawem),muszą dzielić się swoim mężem z kilkoma kobietami i , co ciekawe, powinny wyszukiwać mężowi kolejnej żony.
Podstawowym obowiązkiem żony jest rodzenie dzieci , by powołać do życia dusze oczekujące na ziemskie życie.
Rodziny poligamiczne to właściwie nie są rodziny w moim rozumieniu tego pojęcia.
Brak w nich prawdziwych , głębokich więzi emocjonalnych między małżonkami. Bo co to jest za więź, gdy mąż wygania jedną żonę z sypialni, bo tę noc chce spędzić z inną?! Albo zabiera obrączkę jednej, by zaoszczędzić na zakupie dla kolejnej wybranki?!
Przy kilku żonach liczba dzieci to nawet kilkadziesiąt! Żaden mężczyzna nie jest w stanie utrzymać takiej gromady pod względem finansowym.
Irene Spencer i inne żony Verlana żyły w straszliwej nędzy.Borykały się z podstawowymi problemami jak brak prądu, jedzenia. Ubrania to był luksus, odzież szyły z worków po mące. Brak higieny był przerażający. Opisy - jak Irene wyjmowała glisty z dziecięcych pup - może przyprawić o mdłości !
Nie jest możliwe , by taki ojciec nawiązał prawidłowe relacje rodzicielskie ze swoimi dziećmi. Verlan większość czasu spędzał daleko poza domem, próbując zarobić na swoją rodzinę. Prawdopodobnie nie był w stanie zapamiętać nawet wszystkich imion dzieci i przypisać ich do konkretnej matki , bo dzieci rodziły się w odstępach kilku tygodni. Czy to ma być rodzina "na chwałę bożą" , jak chcieli by Mormoni?!

Życie w nielegalnym wielożeństwie powoduje izolację społeczną. Tylko pierwsza żona mogła oficjalnie podawać swoje nazwisko. Pozostałe cały czas żyły w ukryciu przed światem , społeczeństwem , urzędami. Najchętniej nie posyłały by dzieci do szkoły, nie korzystały z opieki zdrowotnej czy społecznej , by poligamia nie wyszła na jaw.
Można sobie wyobrazić jakie spustoszenie emocjonalne wywołuje życie w ciągłym upokorzeniu, ukryciu, potępieniu społecznym. W jakim stopniu odbiera dzieciom szanse na normalny rozwój intelektualny i społeczny.
Osiem żon Verlana , ustawionych w kolejności zawierania
związku małżeńskiego.

Tu powstaje najważniejsze pytanie - dlaczego kobiety godziły się na takie upokorzenie , nędzę, brak miłości ze strony męża?!
Z męskiego punktu widzenia , sytuacja była dogodna. Irene podsumowuje  religijną poligamię  jako przykrywkę do rozwiązłości seksualnej. Przeraziło mnie , jak bardzo religia może 'wyprać" mózg takim kobietom, jak zaślepić, wręcz odebrać instynkt samozachowawczy! Gdzie jest granica religijności i miłości, jeśli mąż gardził nią tylko z tego powodu , że po 14 porodzie podwiązała sobie jajowody!
Irene całe swoje małżeńskie życie buntuje się przeciwko prawom mormońskim. Domaga się od męża więcej miłości , zrozumienia.Wścieka się przy każdym kolejnym ślubie. Nie potrafi jednak od takiego życia uciec. Z jednej strony to zrozumiałe , że taka ucieczka musi być bardzo trudna dla kobiety z 13 dzieci, bez pieniędzy, zawodu.
Irene miała taką szansę, by ułożyć sobie życie poza Colonią LeBaron.
Wytrzymała tylko rok. Szukała pretekstu , by wrócić do dawnego życia , do męża. Z tego koszmaru uwolniła ją dopiero śmierć męża.


      Czytanie tej opowieści wywołuje bunt, oburzenie , niezgodę na takie upokarzanie kobiet,  indoktrynowanie dzieci. Z drugiej strony, czy mamy prawo krytykować czyjąś religię, kwestionować wybory , do których nikt tych ludzi nie zmusza?


niedziela, 24 lutego 2013

Art rock ...czyli Tune w Łodzi

wokal - Jakub Krupski
Warto czasem wychylić się ze swojej dziupli , zejść z utartego szlaku, by poszerzyć swoje horyzonty poznawcze. Pozwala to na odświeżenie myślenie o świecie i ludziach ; w myśl zasady , że toczący się kamień nie obrasta mchem...
Dlatego , aby tym mchem nie zarosnąć , wybrałam się z moją nastoletnią córką na koncert do łódzkiego klubu " Wytwórnia".
Zespół  Tune znałyśmy z programu Polsatu . Uwagę zwracał wokalista, określany przez jury popularnym ostatnio epitetem - 'charyzmatyczny'. Muzyka interesująca  - art rock , świetny głos , dobrzy instrumentaliści . Przyznam się , że nawet im kibicowałam .
Na koncert szłam z pewnym niepokojem. Obawiałam się , że będziemy z mężem najstarsi w gronie słuchaczy ; sądząc po rodzaju muzyki jaki Tune wykonuje. Całe szczęście - pomyliłam się.Okazało się , że w kategoriach wiekowych, reprezentowanych na sali, plasowaliśmy się po środku.
Muzyka... ciekawa , nie słucham takiej na co dzień, może teraz zacznę. Na pewno wśród widowni budziła sprzeczne odczucia. Część osób bawiło się bardzo dobrze, ale słyszałam też opinie typu : "niezła schiza..." . Zespół , wobec którego nie można przejść obojętnie , bo styl grania i ogólnego bycia na scenie może faktycznie budzić kontrowersje. Moim zdaniem - bardzo ciekawy koncert!
Z wielką ochotą słuchałam muzyki , która nie jest w mainstreamie (cudowne słówko) nie jest lansowana przez wszystkie stacje radiowe. Życzyłabym sobie więcej takiej muzyki w rozgłośniach , nowego brzmienia, nowych twarzy .
Tą trasą koncertową reklamują swoją pierwszą płytę. Życzę więc im powodzenia !


...a córce sprawiłam tym koncertem wielką radość :)

zapraszam do posłuchania   Tune  :

Miejcie nadzieję . . .

Vladimir Kush

Adam Asnyk
 

Miejcie nadzieję!... Nie tę lichą , marną
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną , która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.

Miejcie odwagę!...Nie te jednodniową,
Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę co wiecznie z podniesioną głową 
Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.

Miejcie odwagę ...nie tę tchnącą szałem , 
Która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę ,co sama niezdobytym wałem
Przeciwne losy stałością zwycięża.

Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystało w milczeniu się zbroić...

Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość;
Do nas należy dać im moc i zbroję
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.


sobota, 23 lutego 2013

Samsara

...na drogach , których nie ma - czyli wyprawa Tomka Michniewicza.

Samsara to nieustanny cykl narodzin i śmierci , to wędrowanie drogą , która nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi.Wszystko ulega zmianie - światy , w których żyjemy , ludzie , których mijamy.
Tak do swoich podróży podchodzi Tomasz Michniewicz. Pakuje plecak i rusza w drogę, poddając się temu co niesie nurt życia.
Książka ta jest zapisem podróży po Azji. Zaczyna się w Katmandu, a później Michniewicz przemieszcza się po kilku krajach , jak przystało na backpackera - bez szczegółowego planu.
...ciągle ryż...
Początek książki wydał mi się dość obiecujący. Autor wyrusza w drogę , by przekonać się , że umysł ludzki jest potężniejszy niż ciało. Można umysłem tworzyć rzeczywistość , która wydaje się być niemożliwa. A może tylko dla niektórych niemożliwa . Postawiona zostaje teza , że ludzie tzw. Zachodu, nie potrafią wyjść poza ograniczenia własnego umysłu. Są bardzo racjonalni. Próbują wtłoczyć świat w ramy dla nich zrozumiałe ,pasujące do ich wyobrażeń.
Hochsztaplerzy udający sadhu.
Świątynia Paśupatinath w Katmandu.

Autor postanawia  więc odnaleźć prawdziwych czarowników, czyli ludzi , którzy np.  potrafią cofnąć czas. I to nie tylko tak , że cofną się wskazówki, ale też cofną się wydarzenia , np zwiędłe kwiaty rozkwitają , lub Słońce przesuwa się w przeciwną stronę.
Z zapałem zabrałam się do czytania , bo zapowiadało się ekscytująco.
Niestety , jak łatwo się domyślić, Tomasz Michniewicz nie znalazł ludzi , którzy potęgą swego umysłu potrafią dokonywać takich cudów. Może jest tak , że takie cuda w ogóle się nie dzieją ? Są tylko mitami , powtarzanymi dla podniesienia napięcia?
Jak mówi jeden z rozmówców Michniewicza - to nie są żadne czary, tylko hipnoza. Czarownik , owszem , wykorzystuje siłę umysłu , ale po to by zahipnotyzować widza , a "cuda" to po prostu iluzja.
Tak więc zamiast magii, którą autor "zanęcił "mnie na początku , dostałam opowieść o włóczędze po krajach Azji.
Jedno z trzech milionów hinduskich bóstw.
Jedno z najwspanialszych miejsc w Angkorze - świątynia Ta Prohm

Ruiny Phimai, kmerskiej świątyni z XI wieku.
 Książki tzw. podróżnicze , które do tej pory czytałam , są zwarte , uporządkowane. Autorzy , wg. wytyczonego wcześniej planu poznają świat , opisują zjawiska , ludzi , zabytki. W książce T. Michniewicza tego nie ma . Czytając ją miałam wrażenie , że słucham opowieści kolegi z wakacyjnych wojaży.
 Taka wędrówka to prawdziwa wolność. Czekanie  na szosie po kilkanaście godzin na jakikolwiek środek transportu,bez noclegu , z pustym żołądkiem. To jest prawdziwa przygoda, kiedy nie wiadomo co na nas czeka za rogiem. Dzięki temu można poznać prawdziwe życie kraju , ludzi. Bez kamer, pozowania itd.
Taki sposób podróżowania wymaga chyba dużo odwagi. Podziwiam i zazdroszczę osobom , które potrafią tak rzucić się w nieznane.

Spośród różnych opowieści zaciekawił mnie festiwal wegetariański na wyspie Phucket w Tajlandii. Przyciąga ludzi z całego świata . Celem festiwalu jest oczyszczenie świątyń i miejscowości ze złych duchów , które powodują choroby.
Centralnymi postaciami uroczystości są kapłani , zwani Ma-song, którzy stają się pośrednikami między naszym światem a "światem phi".
Wszyscy uczestnicy festiwalu ubierają się na biało, ściśle przestrzegają wegetariańskiej diety, nie mogą kłamać , kraść i uprawiać seksu.
Jednak najważniejsi są Ma-song. To oni okaleczają swoje ciała, wbijając różne przedmioty , biczują się siekierami. Michniewicz twierdzi z całą stanowczością , że nie są oni pod wpływem żadnych środków odurzających , hamujących ból.
Jak zatem wytłumaczyć fakt , że nie krwawią , nie widać by odczuwali ból , nie doprowadzają się do kalectwa - gdy biczują się siekierą po plecach?
Może najpotężniejszą siłą człowieka jest właśnie , wiara i umysł , dzięki którym można zapanować nad ciałem?
Jeden z Ma-song, chwilę po przekłuciu policzków.

Ma-song liże wielokrotnie ostrze...

Święto Loi Krathong w Tajlandii , to  zwyczaj który pojawił się też w Polsce , ale nie ma tak pięknej podbudowy filozoficznej.Podświetlone  papierowe lampiony puszczane są w powietrze i unoszone przez wiatr. Można do nich włożyć wszystkie swoje smutki, problemy , wszystkie negatywne emocje , od których chcemy się uwolnić. Lampion zabierze to wszystko , oczyści nas , byśmy mogli zacząć żyć od nowa. Piękny zwyczaj...

Nie sposób streścić całą książkę, zresztą nie o to tutaj chodzi. Michniewicz opisuje wiele sytuacji ciekawych , zabawnych , czy oburzających. Wtrąca wspomnienia z wcześniejszych wypraw , jak np. upadek monarchii w Nepalu - czego był świadkiem.

Kończy książkę ciekawymi spostrzeżeniami na temat podróżowania. To co kojarzy się z wolnością , może stać się pułapką. Michniewicz opowiada o swoich znajomych, którzy wracają z dalekich wypraw - zarośnięci , ogorzali od wiatru i słońca, z głową naładowaną przygodami. Dużym problemem staje się wtedy powrót do szarej rzeczywistości . Trzeba znaleźć nową pracę , co jest bardzo trudne , gdy wypadło się z rynku na kilka miesięcy . Rodzina i znajomi oddalili się emocjonalnie . Pojawia się więc poczucie nieprzystawania do dawnego świata i złudna myśl, że tam ...gdzieś za morzami zostawili lepszy świat ,do którego chcą wrócić. Coraz trudniej jest zapuścić gdzieś korzenie , więc to co miało być wolnością , staje się matnią.

 "Samsarę"  najlepiej podsumować słowami autora : "...to książka o tym co się dzieje, gdy pakujesz plecak i wychodzisz z domu z biletem w jedną stronę..., bo wyjeżdża się po to, żeby nie wiedzieć  co czeka za zakrętem..."

Polecam książkę i stronę   :  Tomek Michniewicz


Zamieszczone przeze mnie zdjęcia z  tej książki mają na celu wyłącznie zachęcenie do przeczytania pozycji.

piątek, 22 lutego 2013

...czekamy na wiosnę ,

Anna Achmatowa
czyli próby odstraszenia zimy...

I takie dni bywają przedwiosene:
Łąka pod śniegiem ubitym oddycha
I szumią drzewa suche, lecz promienne,
I ciepły prężny wiatr powiewa z cicha.
Dziwi cię w ciele twym lekkość i siła,
Swych progów nie poznajesz ze zdumieniem
I piosnkę, która już ci się sprzykrzyła,
Jak nową śpiewasz z radosnym wzruszeniem.


                                Anna Achmatowa

 

środa, 20 lutego 2013

Dlaczego pada śnieg ?

 Kilka cieplejszych dni wystarczyło , by rozbudzić nadzieję na wiosnę.
Niestety , od wczoraj znów sypie śnieg.

Jerzy Harasymowicz wytłumaczył mi 
"Dlaczego pada śnieg?"

Raz w niebie dwaj święci przy grze w domino
powiedzieli sobie: ach, ty taki synu.
Co gdy usłyszał Archanioł Michał,
to zaraz wsiadł na bicykl,
kłuł go ostrogą, ciężko wzdychał.
I przyjechał Michał, i tych świętych zabrał do mieszka,
choć się za nimi wstawiała
ich siostra Agnieszka.

No i tak, święci bez pasków, bez sznurówek,
w błękitnych kalesonach, wśród więziennych dachówek,
święci się nudzą, s
i
edzą we dwóch
i wyrywają sobie święci
z brody siwy puch jak najęci.

niedziela, 17 lutego 2013

Lincoln- kolejny oscarowy kandydat

Lincoln w reż. Steven'a Spielberga to film , który mam wrażenie , że zrobiony jest typowo pod oscarowe jury. Monumentalny, dotyczący historii USA - co już wystarczy , żeby go nagradzać:)
Sądząc po tytule,spodziewałam się biografii , jakiegoś nowego , świeżego spojrzenia na tę ciekawą postać. Niestety, film jest głównie o 13 poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Jak bardzo ważny by to nie był temat , to jednak trochę za mało na  2,5 godzinny film.
Większą część filmu zajmuje jeden  problem - jak przekupić kilkunastu kongresmenów do głosowania za 13 poprawką , dotyczącą zniesienia niewolnictwa. Moim zdaniem - zmarnowany ciekawy temat .
 Film trochę nudny , choć niewątpliwie świetna scenografia,  dobre charakteryzacje i kostiumy , ciekawie oddane realia XIX wieku, i świetna rola Tommy Lee- Jonesa.
Daniel Day-Lewis , odtwórca głównej roli, dość ciekawie przedstawił postać Lincolna. Miałam wrażenie , że oglądam , zamiast  silnego prezydenta dużego państwa, człowieka zmęczonego władzą , życiem , problemami rodzinnymi.  Jednocześnie  to człowiek silny i bezwzględny, jeśli chce osiągnąć cel ,  jest w stanie użyć wszystkich środków , z oszustwem i kłamstwem włącznie.
Lincoln zdawał sobie sprawę z wagi 13 poprawki , mówi:" Świat na nas patrzy, mamy teraz w rękach los ludzkiej godności". Wielkie słowa, brzmiące nawet dość patetycznie. Szkoda tylko , że połowa społeczeństwa wcale tej "ludzkiej godności" nie zamierzała bronić. To bardzo przygnębiające , że sprawa równości ludzi była sprowadzona przez kongresmanów do gry politycznej. Kraj , który uważany był za kolebkę i wzór demokracji , już na początku swojego istnienia budował ustrój na oszustwie. Zaufani ludzie Lincolna przekupywali, szantażowali kongresmanów , by głosowali za 13 poprawką. W ten sposób , jak mówi jeden z kongresmanów:
" ...najważniejsza ustawa XIX w. osiągnięta została dzięki korupcji i oszustwu...".

Znużyło mnie oglądanie Lincolna ; ciekawy temat przedstawiony został monotonnie , fabuła miałka , postacie dość płytkie . Niby technicznie bardzo dobry( w końcu to Spielberg), ale  nie wywołał we mnie większych emocji.



niedziela, 10 lutego 2013

Boże, pełen w niebie chwały - refleksja niedzielna


Boże, pełen w niebie chwały,
A na krzyżu - pomarniały -
Gdzieś się skrywał i gdzieś bywał,
Żem Cię nigdy nie widywał?

Wiem, że w moich klęsk czeluści
Moc mnie Twoja nie opuści!
Czyli razem trwamy dzielnie,
Czy też każdy z nas oddzielnie.

Mów, co czynisz w tej godzinie,
Kiedy dusza moja ginie?
Czy łzę ronisz potajemną,
Czy też giniesz razem ze mną?

Bolesław Leśmian 

Poradnik pozytywnego myślenia , reż . David O. Russell

Kolejny kandydat do Oscara , więc podeszłam do niego z zaciekawieniem. Niestety, trochę mnie rozczarował. Zapowiadał się dobrze. Bohater- Pat, przeżywa poważny kryzys w swoim życiu. Przyłapuje żonę na zdradzie z kolegą z pracy. Wpada w szał i wyładowuje swoją złość na kochanku żony. Konsekwencją takiego niekontrolowanego wybuchu agresji jest zwolnienie z pracy i zakaz zbliżania się do żony. Sąd nakazuje mu przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym, gdzie okazuje się , że już wcześniej cierpiał na niezdiagnozowane zaburzenia dwubiegunowe.Po wyjściu ze szpitala próbuje odbudować swoje życie, odzyskać żonę. Nie jest to jednak łatwe, bo na każdym kroku powracają wspomnienia, nie umie zapanować nad napadami agresji, nie chce łykać leków. Rodzice początkowo też nie ułatwiają mu powrotu do normalności.
Matka jest osobą raczej bierną , choć niewątpliwie kocha syna.
Ojciec ( świetny Robert  De Niro) sam nie jest zbyt zrównoważonym człowiekiem. Jego pasją są zakłady bukmacherskie. Czasem na meczu tak bardzo ponoszą go emocje , że wszczyna awantury. W związku z tym ma zakaz wchodzenia na stadiony.
 Pat poznaje dziewczynę , z którą wydaje się , że dość dobrze się rozumieją.Są do siebie podobni, bo oboje napiętnowani są łatką osób z problemami emocjonalnymi. Co ciekawe, w  odróżnieniu od tzw. normalnych ludzi są szczerzy wobec otoczenia , nie bawią się w konwenanse zbędną grzeczność . Gdy patrzy się na ich znajomych, rodziny , to można mieć wątpliwości , kto jest zdrowy a kto zaburzony psychicznie. Widać jak bardzo kategorie zdrowia psychicznego i choroby są płynne , względne. Na przykład ojciec bohatera to dziwak, swoje decyzje i działania podporządkowuje przesądom, co staje się w końcu natręctwem.( np. określone ułożenie pilotów do TV, które gwarantować ma wygranie meczu). Przyjaciel Pata- na pozór spokojny człowiek , dobry mąż i ojciec, przyznaje,że czasem dopada go taka wściekłość na siebie , na żonę , na pracę, że z trudem panuje nad morderczymi odruchami.  Wtedy zamyka się w garażu i krzyczy przy wtórze ostrej muzyki.
 W trakcie filmu zagłębiamy się więc w ciemne zakamarki ludzkiego umysłu. Widzimy , że nie ma jasnej i prostej granicy między zdrowiem a chorobą psychiczną. Jak mówi stare porzekadło psychiatryczne - " Nie ma ludzi zdrowych , są tylko niezdiagnozowani...". Każdy z nas nosi w sobie jakiś element wariactwa, neurotyczności, psychopatii. Jedni potrafią nad tym zapanować , bo wytworzyli sobie sposoby radzenia sobie , a inni po prostu "pękają" w sytuacjach stresu.
Widać w filmie , jak ważna jest pomoc otoczenia.Z tym może być trudno , bo często otoczenie samo nie radzi sobie zbyt dobrze w gęstwinie życiowych problemów.
      Do pewnego momentu Poradnik pozytywnego myślenia porusza więc dość ciekawe problemy,  ale zakończenie wydało mi się dość banalne.  Pod koniec film robi się słodki i przewidywalny , jak komedia romantyczna.
Obejrzałam już kilka nominacji Oscarowych i Poradnik  wydaje mi się najsłabszym filmem , z wyjątkiem świetnej kreacji Roberta De Niro, który "sprawdza się " w roli neurotycznego ojca.

niedziela, 3 lutego 2013

Sesje reż. Ben Lewin

"prawdziwy" Marc O'Brien w aparaturze ułatwiającej oddychanie
Sesje to opowieść oparta na prawdziwej historii  . Jej bohaterem jest Marc O'Brien, poeta, dziennikarz, który na skutek zachorowania w dzieciństwie na polio jest niepełnosprawny. Jego ciało jest unieruchomione , nie może oddychać bez wspomagania. Skazany jest więc na leżenie w żelaznej maszynie , która pomaga pracować mięśniom przepony.Wymaga stałej opieki innych osób. W tym chorym , upośledzonym ciele tkwi człowiek inteligentny, wrażliwy, pełen humoru (czasem czarnego). Żyje w poczuciu winy , że swoją chorobą zniszczył życie swoim rodzicom , siostrze. Gdy ludzie zdrowi patrzą na osobę tak ciężko doświadczoną fizycznie, to pewnie nie zastanawiają się nad seksualnością takiego człowieka. No bo jak można myśleć o "takich sprawach" , kiedy jest się przykutym do łóżka? Otóż można o "takich sprawach" myśleć  , a nawet trzeba. Opowiedziana historia uświadamia widzom jak ważny jest to aspekt życia . Człowiek jest całością , i niezależnie od tego jak bardzo jest chory , niepełnosprawny,  ma pragnienia takie jak wszyscy.
fragment sesji terapeutycznej
Marc jest człowiekiem wrażliwym, pragnie czułości , miłości , fizycznego kontaktu z kobietą. Sprawy seksualne napawają go jednak lękiem , nie ma w tej materii żadnych  doświadczeń. Postanawia więc skorzystać z pomocy tzw. sekssurogatki. Jest to w USA zawód terapeutki, która ma za zadanie pomóc osobom niepełnosprawnym w poznaniu swojej seksualności , zaakceptowaniu ciała , nauczeniu się seksu w bezpośrednich kontaktach fizycznych . Można by powiedzieć , że to po prostu prostytutka.
 Cheryl , którą gra Helen Hunt, sama tłumaczy Marcowi , że prostytutce zależy na jak najdłuższym zatrzymaniu klienta, bo chce od niego wyciągać kasę . Ona wyznacza maksymalnie 6 sesji, podczas których próbuje pomóc klientowi w poradzeniu sobie z problemami fizycznymi i emocjonalnymi. Swoje spostrzeżenia i wnioski  nagrywa, notuje , by móc je przemyśleć , skonsultować z terapeutą. Celem takiej terapii jest pomoc, by taki człowiek odważył się sam nawiązywać kontakty seksualne, by pozbył się choć trochę lęku, wstydu za własne , chore , zniekształcone , mało atrakcyjne ciało.
Jak w każdej terapii , trudnym momentem dla obu stron jest problem przeniesienia. Nietrudno sobie wyobrazić , że klient angażuje się emocjonalnie w relację z taką sekssurogatką, bo po raz pierwszy doświadcza czułości , akceptacji. W historii Marca zaangażowanie było po obu stronach. Cheryl trudno było zachować profesjonalny dystans do swojego klienta.
Ważną postacią w filmie i zapewne w prawdziwym życiu Marca O'Briena ,był ksiądz.
Bardzo poruszyły mnie sceny , gdy leżący na wózku, poskręcany w nienaturalnej pozycji Marc opowiada księdzu o swoich problemach z seksem , o spotkaniach z Cheryl, doznaniach, sukcesach i porażkach. Ksiądz , który na początku miał problem , czy pochwalić taki rodzaj terapii, w końcu mówi Marcowi , że "Góra daje mu w tej sprawie zielone światło...".Ksiądz odegrał w tej niecodziennej terapii bardzo ważną rolę, bo pomógł Marcowi uwolnić się od poczucia winy , grzechu. Widać jak trudno jest mu uczestniczyć w procesie przez jaki O'Brien przechodzi , ale często mu powtarza , że ksiądz jest w kościele dla niego , po to by go wysłuchać.
Postać pewnie trochę wyidealizowana - ksiądz , z którym można napić się piwa i pogadać o seksie. Może dla zdrowych ludzi byłoby to zbyt trywialne, prostackie . Dla niepełnosprawnego Marca takie rozmowy to ciąg dalszy terapii, to możliwość zwierzenia się przyjacielowi z najbardziej intymnych spraw.
Film z założenia skupia się głównie na osobie Marca O'Briena , ale dla mnie ciekawym tematem jest też postać Cheryl , czy właściwie wszystkich takich sekssurogatek. Zastanawiam się nad tym co kieruje takimi kobietami , że podejmują się takiej pracy. Czy pozwala im to zaspokajać jakieś własne potrzeby , leczyć się z własnych problemów? W końcu taki rodzaj terapii jest dość kontrowersyjny, wchodzenie w intymność , której nie można porównać do żadnej innej psychoterapii.
Jak radzą sobie takie terapeutki ( lub terapeuci- bo temat dotyczy obu płci) w życiu rodzinnym? Mąż Cheryl mówi jej , że jest święta, ale też jest mu trudno godzić się z tym , że jego żona dzieli intymność z obcym człowiekiem.

Film poruszający , godny uwagi . Wydobywa na światło dzienne temat, który skrywany jest wstydliwie w domach, ośrodkach dla niepełnosprawnych, zagłuszany lekami uspokajającymi , pomijany milczeniem.
Podobny problem poruszony został w filmie Nietykalni, jednak w trochę innej konwencji. Zawód sekssurogatki, często poświadczony dyplomem, to dla mnie nowość. Film otworzył mi świadomość na sprawy , nad którymi nie zastanawiałam się do tej pory. Przypomniał jak wiele różnych wymiarów może mieć życie ludzkie, warto jest szukać sensu tam , gdzie pozornie go nie widać , jak ważna jest wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka .