sobota, 23 lutego 2013

Samsara

...na drogach , których nie ma - czyli wyprawa Tomka Michniewicza.

Samsara to nieustanny cykl narodzin i śmierci , to wędrowanie drogą , która nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi.Wszystko ulega zmianie - światy , w których żyjemy , ludzie , których mijamy.
Tak do swoich podróży podchodzi Tomasz Michniewicz. Pakuje plecak i rusza w drogę, poddając się temu co niesie nurt życia.
Książka ta jest zapisem podróży po Azji. Zaczyna się w Katmandu, a później Michniewicz przemieszcza się po kilku krajach , jak przystało na backpackera - bez szczegółowego planu.
...ciągle ryż...
Początek książki wydał mi się dość obiecujący. Autor wyrusza w drogę , by przekonać się , że umysł ludzki jest potężniejszy niż ciało. Można umysłem tworzyć rzeczywistość , która wydaje się być niemożliwa. A może tylko dla niektórych niemożliwa . Postawiona zostaje teza , że ludzie tzw. Zachodu, nie potrafią wyjść poza ograniczenia własnego umysłu. Są bardzo racjonalni. Próbują wtłoczyć świat w ramy dla nich zrozumiałe ,pasujące do ich wyobrażeń.
Hochsztaplerzy udający sadhu.
Świątynia Paśupatinath w Katmandu.

Autor postanawia  więc odnaleźć prawdziwych czarowników, czyli ludzi , którzy np.  potrafią cofnąć czas. I to nie tylko tak , że cofną się wskazówki, ale też cofną się wydarzenia , np zwiędłe kwiaty rozkwitają , lub Słońce przesuwa się w przeciwną stronę.
Z zapałem zabrałam się do czytania , bo zapowiadało się ekscytująco.
Niestety , jak łatwo się domyślić, Tomasz Michniewicz nie znalazł ludzi , którzy potęgą swego umysłu potrafią dokonywać takich cudów. Może jest tak , że takie cuda w ogóle się nie dzieją ? Są tylko mitami , powtarzanymi dla podniesienia napięcia?
Jak mówi jeden z rozmówców Michniewicza - to nie są żadne czary, tylko hipnoza. Czarownik , owszem , wykorzystuje siłę umysłu , ale po to by zahipnotyzować widza , a "cuda" to po prostu iluzja.
Tak więc zamiast magii, którą autor "zanęcił "mnie na początku , dostałam opowieść o włóczędze po krajach Azji.
Jedno z trzech milionów hinduskich bóstw.
Jedno z najwspanialszych miejsc w Angkorze - świątynia Ta Prohm

Ruiny Phimai, kmerskiej świątyni z XI wieku.
 Książki tzw. podróżnicze , które do tej pory czytałam , są zwarte , uporządkowane. Autorzy , wg. wytyczonego wcześniej planu poznają świat , opisują zjawiska , ludzi , zabytki. W książce T. Michniewicza tego nie ma . Czytając ją miałam wrażenie , że słucham opowieści kolegi z wakacyjnych wojaży.
 Taka wędrówka to prawdziwa wolność. Czekanie  na szosie po kilkanaście godzin na jakikolwiek środek transportu,bez noclegu , z pustym żołądkiem. To jest prawdziwa przygoda, kiedy nie wiadomo co na nas czeka za rogiem. Dzięki temu można poznać prawdziwe życie kraju , ludzi. Bez kamer, pozowania itd.
Taki sposób podróżowania wymaga chyba dużo odwagi. Podziwiam i zazdroszczę osobom , które potrafią tak rzucić się w nieznane.

Spośród różnych opowieści zaciekawił mnie festiwal wegetariański na wyspie Phucket w Tajlandii. Przyciąga ludzi z całego świata . Celem festiwalu jest oczyszczenie świątyń i miejscowości ze złych duchów , które powodują choroby.
Centralnymi postaciami uroczystości są kapłani , zwani Ma-song, którzy stają się pośrednikami między naszym światem a "światem phi".
Wszyscy uczestnicy festiwalu ubierają się na biało, ściśle przestrzegają wegetariańskiej diety, nie mogą kłamać , kraść i uprawiać seksu.
Jednak najważniejsi są Ma-song. To oni okaleczają swoje ciała, wbijając różne przedmioty , biczują się siekierami. Michniewicz twierdzi z całą stanowczością , że nie są oni pod wpływem żadnych środków odurzających , hamujących ból.
Jak zatem wytłumaczyć fakt , że nie krwawią , nie widać by odczuwali ból , nie doprowadzają się do kalectwa - gdy biczują się siekierą po plecach?
Może najpotężniejszą siłą człowieka jest właśnie , wiara i umysł , dzięki którym można zapanować nad ciałem?
Jeden z Ma-song, chwilę po przekłuciu policzków.

Ma-song liże wielokrotnie ostrze...

Święto Loi Krathong w Tajlandii , to  zwyczaj który pojawił się też w Polsce , ale nie ma tak pięknej podbudowy filozoficznej.Podświetlone  papierowe lampiony puszczane są w powietrze i unoszone przez wiatr. Można do nich włożyć wszystkie swoje smutki, problemy , wszystkie negatywne emocje , od których chcemy się uwolnić. Lampion zabierze to wszystko , oczyści nas , byśmy mogli zacząć żyć od nowa. Piękny zwyczaj...

Nie sposób streścić całą książkę, zresztą nie o to tutaj chodzi. Michniewicz opisuje wiele sytuacji ciekawych , zabawnych , czy oburzających. Wtrąca wspomnienia z wcześniejszych wypraw , jak np. upadek monarchii w Nepalu - czego był świadkiem.

Kończy książkę ciekawymi spostrzeżeniami na temat podróżowania. To co kojarzy się z wolnością , może stać się pułapką. Michniewicz opowiada o swoich znajomych, którzy wracają z dalekich wypraw - zarośnięci , ogorzali od wiatru i słońca, z głową naładowaną przygodami. Dużym problemem staje się wtedy powrót do szarej rzeczywistości . Trzeba znaleźć nową pracę , co jest bardzo trudne , gdy wypadło się z rynku na kilka miesięcy . Rodzina i znajomi oddalili się emocjonalnie . Pojawia się więc poczucie nieprzystawania do dawnego świata i złudna myśl, że tam ...gdzieś za morzami zostawili lepszy świat ,do którego chcą wrócić. Coraz trudniej jest zapuścić gdzieś korzenie , więc to co miało być wolnością , staje się matnią.

 "Samsarę"  najlepiej podsumować słowami autora : "...to książka o tym co się dzieje, gdy pakujesz plecak i wychodzisz z domu z biletem w jedną stronę..., bo wyjeżdża się po to, żeby nie wiedzieć  co czeka za zakrętem..."

Polecam książkę i stronę   :  Tomek Michniewicz


Zamieszczone przeze mnie zdjęcia z  tej książki mają na celu wyłącznie zachęcenie do przeczytania pozycji.

2 komentarze:

  1. To powinna Ci się spodobać jeszcze druga jego książka. "Gorączka" jest nieco bardziej uporządkowana, ale też dzieje się w niej bardzo dużo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, poszukam tej książki.

    OdpowiedzUsuń