poniedziałek, 21 lipca 2014

"Miłość w Powstaniu Warszawskim" Sławomir Koper

W tym roku przypada okrągła rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, więc, jak zauważyłam, w księgarniach jest sporo pozycji na ten temat. Książka Sławomira Kopra nie wyczerpuje zapewne tematu, bo nie taki miał być jej cel. Pokazuje jednak ludzi z bliska, z ich uczuciami, przyjaźniami, dlatego chyba tak przemawia do wyobraźni i porusza emocjonalnie.
Trudno jest pisać  o Powstaniu Warszawskim, bo jest to legenda i świętość narodowa. Nie uważam, by krytyka samego Powstania była wyrazem braku szacunku i czci dla walczących i poległych powstańców. Niezależnie od ocen historycznych i politycznych nic nie zabierze im tego honoru. Myślę nawet, że tym większy szacunek się im należy, gdy uświadomimy sobie, że oddali życie za przegraną sprawę, a to, że Powstanie upadnie wiedzieli już po 2 tygodniach.
Sławomir Koper, jak sam na wstępie zaznacza, nie chce zajmować się polityką, tylko skupia się na ludziach, na relacjach, uczuciach. Dlatego ta książka wydała mi się ciekawa, pozwalająca przyjrzeć się z bliska zwykłym młodym chłopakom i dziewczynom, którzy oprócz patriotyzmu, mieli też inne uczucia - miłość, seks, przyjaźń. Jest więc to książka o powstańczych miłościach, ślubach i towarzyszącej zewsząd śmierci.
Czytałam tę książkę i (przyznam się) płakałam. Większość powstańców to ludzie niewiele starsi od mojej córki.
Szli do walki z taką wiarą i ufnością, że się uda, że to ma sens, że dowództwo nie myli się, gdy posyła ich na śmierć.
Koper krytycznie ocenia całe Powstanie - nieodpowiedni czas, w jakim wybuchło, brak przygotowania ludzi do walki, zastraszający wręcz brak broni. Dowództwo wydawało rozkazy, by walczyć kijami, siekierami, a broń zdobywać sobie na własną rękę, czyli zabierać ją zabitym Niemcom. Itd, itp, można tak wymieniać argumenty za i przeciw Powstaniu - z jednej strony nadzieja na zmianę decyzji z Teheranu, z drugiej - wybicie młodych, wykształconych ludzi, zniszczenie Warszawy, można się spierać czy było to potrzebne, komu było na rękę. Tylko po co to roztrząsać, skoro nie zwróci to życia poległym. Może po to by wyciągnąć lekcję z historii...?
Czytając tę książkę, uświadomiłam sobie jakie skrajne emocje targały tymi ludźmi. Były to tak ekstremalne przeżycia, że ten kto ich nie doświadczył, nie pojmie co tak naprawdę działo się w sercach i umysłach powstańców. Zastanawiam sie, jak można było żyć po wojnie, niby normalnie, cieszyć sie wolnością(powiedzmy, że to była wolność), gdy przeszło się takie powstańcze piekło?! Wielu z nich nie poradziło sobie ze wspomnieniami, nie potrafiło pogodzić się z nową, socjalistyczną rzeczywistością. Ich dramat trwał więc dalej, czasem kończył się samobójstwem.

Może urażę kogoś tym, co teraz napiszę, ale im dłużej żyję i patrzę na ten świat, na historię i politykę, to nabieram podejrzeń, że patriotyzm został wymyślony po to, by można było w imię idei wykorzystywać zwykłych ludzi do załatwiania partykularnych interesów, zdobywania władzy i pieniędzy. A młodzi ludzie, wychowani jeszcze w kulcie XIX - wiecznych powstań narodowo- wyzwoleńczych, szli na śmierć, wiedzeni patriotyzmem i miłością do Ojczyzny. Ojczyzny, która wtedy ich trochę jednak wykorzystała i wystawiła, a później prześladowała - bo to już zresztą była inna Ojczyzna.
Niezwykle darmatyczny wydał mi się moment, kiedy wiadomo już było, że Powstanie upadło, Warszawa zrujnowana, Stare Miasto przestało istnieć. I wtedy pojawia się dylemat - czy się poddać, czy honorowo trwać do końca. Wstyd i poczucie winy wobec cywilnych mieszkańców stolicy, którzy nierzadko odnosili się wrogo do powstańców.



Przeczytałam ostatnio anegdotę nt. Zdzisława Maklakiewicza, który opowiadał o swoim udziale w Powstaniu Warszawskim. Mówił, że stali koło bramy, gdy zaczął się ostrzał. Wszyscy rozpierzchli się na dwie strony - i teraz jedni są ministrami a on nędznym aktorzyną. I to jest najbardziej bolesne, że walka, poświęcenie, śmierć, nie konsolidują, tylko dzielą Polaków. Zawsze podział na "my i oni", na tych "prawdziwych" i "zdrajców". Mam nadzieję, że w tym roku nie będzie buczenia i gwizdów na Powązkach w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Chciałabym, by mój naród umiał uszanować bohaterów, niezależnie od tego w którą stronę się rozpierzchli gdy był ostrzał. Bo chyba to jest właściwą miarą wielkości narodu... .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz