poniedziałek, 2 września 2013

Tajemnica Westerplatte , reż. Paweł Chochlew

 Po Syberiadzie polskiej nadal jestem w klimacie historyczno - patriotycznym.
Moje myśli krążą wokół tej problematyki, co powoduje, że trudno jest mi przestawić się na inny tor, zacząć czytać  inną książkę. Dlatego wczoraj, z okazji 01 września obejrzałam Tajemnicę Westerplatte, film w reż. Pawła Chochlewa.
W zamierzchłej przeszłości, gdy ta data oznaczała  dla mnie koniec wakacji i powrót do szkoły, to wiązała się też jednoznacznie z rocznicą wybuchu II wojny św. Nieodłączne akademie, patetyczne dekoracje na sali gimnastycznej, deklamowanie słynnego wiersza Gałczyńskiego.
W ostatnich latach rozgorzał spór, czy naprawdę "słodko było iść na te niebiańskie polany?? W filmie, literaturze, rozpoczął się proces odbrązawiania bohaterów. Może nie zawsze słusznie, ale jednak jest to urealnianie historii.
Problem obrony Westerplatte to dylemat - czy mjr. Sucharski był bohaterem, dzielnie broniącym skrawka ziemi do ostatniej kropli krwi (jak uczono nas w szkole). Czy może w tajemnicy utrzymywano fakt, że chciał poddać placówkę po dwóch dniach walk, widząc beznadzieję sytuacji, mając świadomość, że nie otrzyma posiłków, w które wierzyli żołnierze.
Film był atakowany za pokazanie zakłamanej historii, nie ma bowiem jasnych dowodów, że załamany nerwowo Sucharski przekazał dowodzenie kpt. Dąbrowskiemu. Czytałam opinie, że władzy komunistycznej odpowiadało to , by właśnie z Sucharskiego uczynić bohatera, bo miał właściwe, czyli chłopskie pochodzenie.
Nie wiem jaka jest prawda, chętnie posłuchałabym opinii historyków. W necie niby jest trochę informacji na ten temat, ale mam wrażenie, że każdy trzyma się swojej prawdy.
Wydaje mi się, że prawda jak zwykle, leży gdzieś po środku i chyba taki wydźwięk ma dla mnie film Chochlewa. Pokazuje Sucharskiego jako człowieka odważnego, honorowego ale też wrażliwego. Przygniotła go odpowiedzialność za życie żołnierzy, miał poczucie , że ich krew jest na jego rękach( co pokazuje scena urojeń w trakcie choroby). Nie mógł na zimno, z wyrachowaniem wysyłać młodych chłopaków na śmierć i okłamywać ich, że wkrótce nadejdą posiłki( z kraju czy z Zachodu). Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet gdy oni bardzo palą się do walki, to jednak on- dowódca, ponosi odpowiedzialność za tę walkę, za ich śmierć. Nie odebrałam tego filmu jako próby splugawienia honoru polskiego żołnierza. Dzięki pokazaniu ich kłótni, upijania się, dezercji, stali się bardziej ludzcy, prawdziwi a nie spiżowi. Widać jak trudno jest być BOHATEREM w tak ekstremalnych warunkach.
P. Chochlew podobno napisał scenariusz w oparciu o rozmowy z rodzinami westerplatczyków , ale czytałam oburzone wypowiedzi córki kpt. Dąbrowskiego, zaprzeczającej jakimkolwiek konsultacjom.
Nie rozstrzygnę czy film przedstawia zakłamaną historię, czy jednak prawdziwą tajemnicę obrony Westerplatte.
Natomiast sam film nie wydaje mi się tak zły, jak sugerowały recenzje w mediach. Nie jest to amerykańska produkcja w stylu Szeregowca Ryana z rozmachem , efektami i patosem patriotycznym. I to mi się w tym filmie właśnie podobało - smutek, fatalizm, świetnie podkreślany przez ścieżkę dźwiękową Jana Kaczmarka; jest to bardziej dramat psychologiczny niż film wojenny, co moim zdaniem jest plusem.
Może dialogi są trochę drętwe, postaci papierowe, ale mnie jakoś to nie raziło, bo dawało wrażenie , że oglądam dokument a nie wielką produkcję kinową.
Michał Żebrowski sprawił się nie najgorzej, była jakaś autentyczność w jego postawie, czułam tę rozpacz, przerażenie, zagubienie i jednocześnie silne poczucie odpowiedzialności.
Niestety, film moim zdaniem położył Robert Żołędziewski - jako kpt. Dąbrowski. Swoje kwestie wygłaszał jak uczeń na akademii szkolnej, twarz bez wyrazu, całkowity blamaż. Borys Szyc - niegdyś obiecujący aktor, teraz : minus za Kac Wawa, minus za Bitwę Warszawską, minus za Tajemnice Westerplatte - a trzy minusy to pała, sorry:(, ale tutaj też nie popisał się.
Jak mawiał Zygmunt Kałużyński,
jeżeli w filmie była choć jedna dobra scena, to warto było film oglądać. W Tajemnicy... jest to wątek z Mirosławem Baką, zmuszonym do rozstrzelania swoich żołnierzy za dezercję.Dla tej sceny warto było film oglądać, by zobaczyć prawdziwe aktorstwo. Kwestią do zastanowienia pozostaje jego zdanie, że przegramy tę wojnę , bo nie zasługujemy na to by ją wygrać! Boję się pomyśleć o co reżyserowi chodziło...
Ciekawym pomysłem było ujęcie końcówki filmu jakby widzianej z archiwalnej kliszy. Szkoda, że zabrakło gestu salutowania  niemieckiego gen.Eberhardta przed mjr. Sucharskim - byłoby tak ku pokrzepieniu serc.

4 komentarze:

  1. Miałam ciarki czytając twój tekst Dla mnie także początek września jest takim okresem zadumy w patriotyczno - wojennych klimatach, chociaż od lat zabieganie i mnóstwo innych niż w latach szkolnych spraw na głowie nie pozwala należycie skupić się nad tematem. Chętnie obejrzę ten film - nie żadną przepłaconą produkcję z hollywoodzkim rozmachem i patosem, a naszą swojską. Ciekawa jestem, jak było naprawdę, i choć pewnie będzie mnie uwierał brak jednoznacznej opinii, obejrzę na pewno.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Cię zachęciłam. Obejrzyj i podziel się swoją opinią, bo jestem ciekawa; tyle było kontrowersji wokół tego filmu...
    Pozdro :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Film naprawdę bym obejrzała. Wiadomo - nasze rodzime kino nie ma aż takich środków pieniężnych, a jeżeli ma to przeznacza je na beznadziejne filmy w stylu "odgrzewanych amerykańskich kotletów". Jestem zdania, że każdy powinien obejrzeć film, chociażby po to, by wyrazić opinię na jego temat. Szczególnie, że ten film mówi o "czymś"! Czymś, czego uczymy się na lekcjach historii z przejęciem!
    Bronić Westerplatte przez tydzień, gdzie przecież oczekiwano od nich tylko trzech dni! Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Ciarki przejęcia i dumy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ostatnio "boję się" oglądać nasze kino, ponieważ w większości przypadków jest to nieudana próba utworzenia filmu, który powinien być dobry, ale takim nie jest. Faktem jest, że brak funduszy jest na realizację filmu w dobrej jakości, ale ostatnio powstaje tyle polskich filmów historycznych, na które "walą" tłumy i jest coraz więcej sponsorów, że wydaje mi się, iż powinna poprawić się ta sytuacja w polskiej kinematografii. Ale chcieć, a móc to różna kwestie.

    OdpowiedzUsuń