piątek, 27 czerwca 2014

Audiobooki -

jeszcze do niedawna miałam do nich sceptyczny stosunek. Jestem wzrokowcem i tylko w taki sposób
przyswajam sobie jakiekolwiek informacje, a co dopiero czytanie książek - tutaj nie chodzi o samo przyswajanie, ale jeszcze o przyjemność z obcowania z literaturą. Sądziłam, że tylko książka czytana (nawet w wersji e-booka) jest w stanie zaspokoić moje potrzeby. Okazało się, że byłam w błędzie, a do przekonania się o tym zmusiła mnie proza życia. Od kilku miesięcy mam tak dużo pracy zawodowej, że nie mam  czasu ( a nawet siły), by czytać książki - raptem 1-2 miesięcznie to trochę dla mnie za mało.
Na szczęście, mam taki rodzaj pracy, że mogę pozwolić sobie na słuchanie audiobooków.
I tu pojawiła się moja wątpliwość - czy to jest nadal ta sama książka? Czy lektor nie nadaje jakiejś swojej interpretacji, innego tonu, niż miał w zamierzeniach autor? Słuchając audiobooka, zastanawiam się, czy mój odbiór tekstu byłby taki sam, gdybym czytała wersję drukowaną? Podejrzewam, że jednak te dwie wersje książki nieco się różnią. Często lektorami są znani aktorzy, więc ich głos siłą rzeczy wywołuje we mnie skojarzenia związane z ich postaciami, ich rolami. Przykładem niech będzie "Wołanie kukułki" R. Galbraitha. Maciej Stuhr czytał to fantastycznie, można powiedzieć, że stworzył cały dubbing, z podziałem na role. Każda postać z książki przemawiała do mnie innym głosem, wypowiedziom nadane były charakterystyczne tony, manieryzmy. I teraz zastanawia mnie, czy postaci na papierze też były tak barwne, wyraziste, czy to świetny aktor nadał im kolorytu? Czy w takim razie nie stworzył z przeciętnej literatury czegoś swojego, wykreowanego na podstawie własnej interpretacji książki? "Wołanie kukułki" to kryminał, a ja często śmiałam się, bo talent do parodiowania M. Stuhr ma niebywały! I nie wiem - czy Robert Galbraith jest dobrym pisarzem, czy Maciej Stuhr jest świetnym aktorem, czy może jedno i drugie jest prawdą? Tylko, że to już nie jest ta sama książka, jaką pisarz popełnił. Powstaje nowy twór, dzieło z nową, dodana wartością.

"Wołanie kukułki", podobnie jak "Dziennik"Pilcha zachwyciły mnie w wersji audio.( O Pilchu napiszę oddzielną notkę, bo na razie jeszcze przetrawiam jego wspaniały styl!).
Niestety, trafiłam też na słabą, moim zdaniem wersję książki, czytanej przez samych autorów. Mam na myśli "Aleję samobójców" Marka Krajewskiego i Mariusza Czubaja. Po pierwsze, nie znalazłam żadnego uzasadnienia dla faktu, że autorzy czytali we dwóch, naprzemiennie. Nie miało to związku z treścią (jak np. w Murakami "1Q84"), przeszkadzało mi w skupieniu się na akcji. Po drugie, przykro mi to pisać, ale nie zawsze autor jest najlepszym interpretatorem swego dzieła (podobnie w recytowaniu poezji). Męczyłam się podczas słuchania tego audiobooka, chociaż wątek sensacyjny był ciekawy.

To tyle moich rozważań, wracam do słuchania "Dziennika" Pilcha :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz