czwartek, 15 stycznia 2015

"Hardkor Disko" reż. Krzysztof Skonieczny

kadr z filmu
Jest to reżyserski debiut, nagrodzony Złotymi Lwami w 2014 r.
Ciekawe, że jest to film niezależny, wyprodukowany przez Krzysztofa Skoniecznego. Jak sam mówi, dało mu to możliwość decydowania o każdym szczególe, szansę zrobienia filmu autorskiego, zgodnego z własną wizją i artystyczną wrażliwością.
"Hardkor" to współczesne słowo mające wyrażać coś bezwzględnego, brutalnego, zaskakującego. W tym filmie ma reprezentować pokolenie młodych ludzi i być przeciwstawieniem dla słowa"disko", pochodzącego z epoki rodziców.
Czy jest to wobec tego film o konflikcie pokoleń, starciu się różnych wartości?
Pewnie tak. Ja odebrałam to jako zagubienie własnej tożsamości. Rodzice wychodzą ze swojej tradycyjnej roli, chcą by młodzi mówili do nich po imieniu, pokazują luz, beztroskę, tolerancję wobec zachowań dzieci. (Matka zdawkowo przypomina, żeby nie przesadzali z narkotykami). Rodzice przestali być autorytetem dla dziecka, a co za tym idzie, wsparciem, opoką. Filmowa mama koniecznie chce być traktowana jak kumpelka, cieszy ją, że koleżanki córki zazdroszczą takiej matki - a córka jest niezadowolona. Prawdopodobnie oczekuje, że matka będzie reprezentowała świat dorosłych, uporządkowany, stawiający granice, wymagający. Bez tego dziewczyna sama czuje się bezradna, zagubiona.
kadr z filmu
Młodzież, żyjąca imprezami, narkotyki, seks, hedonizm. W tym wszystkim nie ma miejsca na więzy rodzinne, prawdziwą, głęboką miłość.
Jest to obraz czasów, w których brakuje stałych uczuć, stabilnej hierarchii wartości, punktów odniesienia. Powoduje to poczucie pustki, zmierzania samotnie donikąd.
Pozostaje tylko utracona niewinność, którą (chyba) symbolizują sceny kręcone amatorską kamerą - dziewczynka, recytująca wierszyki, opowiadająca mamie o szkole, o koleżankach. Taki zapis "cudownych lat", jakie przechowujemy w pamięci o sobie, czy o swoich dzieciach. I dziecięce rysunki, przedstawiające rodzinę, które są symboliczną zapowiedzią kolejnej tragedii. Wszystko to jest w sferze domysłów, niedopowiedzeń. I taką sztukę lubię najbardziej.

Krzysztof Skonieczny próbował nawiązać do tragedii antycznej, dramatu między dzieckiem a rodzicem, problemu winy i kary, niemożliwej do spełnienia miłości. Ważną rolę przypisał w filmie muzyce, która świetnie współgra z obrazem, jak chór w teatrze antycznym, który coś dopowiada, dookreśla. Dobór piosenek do poszczególnych scen dodaje im nowych znaczeń, pozwala widzowi na nadawanie własnych interpretacji.

Słyszałam dużo krytycznych ocen tego filmu, zarówno w internecie, jak i w "poważnych" programach telewizyjnych. Zbyt dużo inspiracji innymi produkcjami, niejasne przyczyny zachowań głównego bohatera, Marcina, ogólnie brak głębszego sensu filmu.
Moim zdaniem to film, w którym tylko pozornie mało się dzieje, są dłużyzny, sceny niby niewiele wnoszące do fabuły. Ale to jest moim zdaniem wartością tego filmu. Daje wolność widzowi, przestrzeń do własnej interpretacji, płaszczyznę na indywidualne  przeżywanie obrazu.
Dziwią mnie zarzuty, że nie wiadomo jakie są motywy działania głównego bohatera - Marcina, czy chodzi tu o zemstę z pobudek osobistych, czy symboliczne mszczenie się na pokoleniu rodziców? A czy wszystko musi być dopowiedziane? To nie kryminał. Zresztą reżyser podsuwa widzowi kilka szczegółów, mówiąc:"resztę dopowiedz sobie sam...".

Ciekawa produkcja, interesujące role Marcina Kowalczyka i Jaśminy Polak. Film, który długo siedzi w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz