Jest to historia Polaków, zamieszkujących Podole, którzy w lutym 1940 r. zostają zmuszeni do przesiedlenia w głąb Związku Radzieckiego, bo władza komunistyczna uznała ich za zagrażający systemowi element wywrotowy. Mają pół godziny na spakowanie się i wyruszają w morderczą podróż, w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, wody. Dużo osób, zwłaszcza dzieci nie ma szans przeżycia samej podróży w tych warunkach.
Umieszczeni zostają w obozie, we wschodniej Syberii. Codzienne życie to katorżnicza praca, straszliwy głód, choroby i 40 st. mrozu. Władza radziecka zadbała nie tylko o fizyczne wyniszczanie zesłańców, ale też ich psychiczne gnębienie. Wyszydzani są jako "polskie pany, burżuje", których spotkała zasłużona kara. Przewija się motyw nienawiści Rosjan do Polaków za wojnę 1920 r.
Sąsiedzi z wiosek próbują wspierać się, pomagać sobie, często tą pomocą pozostaje tylko wykopanie grobu... .Organizują szkółkę dla dzieci, uczą jęz. polskiego , historii, geografii i , niestety, antyradzieckich wierszyków. Płacą za to wysoką cenę - zesłanie do gułagu, śmierć.
Są też tacy, którzy nie wytrzymują terroru, donoszą na innych zesłańców, by dostać za to
kawałek czarnego, kwaśnego chleba dla swoich dzieci.
Światełkiem w tunelu staje się najazd Niemiec na Związek Radziecki, w wyniku którego dochodzi do układu Sikorski - Majski w 1941 r. Na jego mocy amnestią zostali objęci wszyscy polscy zesłańcy, więźniowie gułagów. Odtąd stają się sojusznikami w wojnie, chociaż nie do końca mogą cieszyć się wolnością - nadal podlegają władzy radzieckiej.
Bohaterowie książki marzą o dostaniu się do formowanej armii Andersa. Losy rzucają ich po miasteczkach i wsiach syberyjskich. Skazani są na litość i pomoc miejscowej ludności.
Udaje im się przyłączyć dopiero w 1943 r. do armii Berlinga, co wydaje się ziszczeniem marzeń o walce o wolną Polskę i powrocie do wytęsknionej ojczyzny.
Książka napisana jest barwnym, potoczystym językiem. Skupia się na losach zwykłych ludzi, którzy , sami nie wiedząc dlaczego, wpadli w machiny historii i polityki. Sugestywne opisy postaw, charakterów, uczuć, powodują, że szybko zaprzyjaźniłam się z ludźmi z Czerwonego Jaru, stali mi się bliscy, jakbym ich znała. Uroniłam niejedną łzę, gdy grzebali swoich krewnych, maleńkie dzieci umierające na mrozie z głodu. Wzruszałam się razem z nimi gdy śpiewali Jeszcze Polska nie zginęła... na wieść o amnestii.
Wspaniałe są też opisy przyrody, syberyjskiej tajgi - pięknej, surowej, będącej i przekleństwem i jednocześnie dobrodziejstwem dla zesłańców, budzącej grozę ale też dającej jedzenie, opał.
Zaraz po wysłuchaniu książki, obejrzałam ekranizację powieści w reż.Janusza Zaorskiego.
Film, niestety, nie jest już tak fascynujący, jak książka. Ze względów technicznych, wymogów czasowych, jest pozbawiony wielu wątków , czasem ważnych. Bez nich widz nie czuje tej atmosfery, nie zagłębia się w psychikę bohaterów, nie przeżywa z nimi ich tragedii. Trochę raziła mnie mała dbałość o szczegóły np. w charakteryzacji bohaterów. Miałam jeszcze na świeżo opisy książkowej dlatego pewne zdumienie wywoływały u mnie zadbane paznokcie kobiet, elegancka fryzury Soni Bohosiewicz. Ogólnie, o przeczytaniu (wysłuchaniu- ciągle nie mogę się przyzwyczaić:) książki, film wydał mi się trochę nijaki, płaski.
Wielu nie przeżyło już drogi do miejsca zesłania... |
Chyba słaby scenariusz spowodował, że rola Jana Peszka wypadła blado. |
Widok tych pociągów nadal budzi we mnie grozę. Nie jestem z pokolenia pamiętającego wojnę, ale widocznie komunizm wywarł piętno, które trudno jest zatrzeć , nawet po tylu latach. |
Po wysłuchaniu książki, poszukałam w necie informacji na temat autora Syberiady polskiej - Zbigniewa Domino. I tu zaczęłam odczuwać pewien dysonans. Otóż, autor, jako dziecko został wywieziony, wraz z rodziną na Syberię. Domyślam się, że książka powstała na bazie jego wspomnień, tragicznych przeżyć (tam umarła jego matka). I tu mam problem, bo moje myślenie jest proste - taka historia ukształtowałaby we mnie nienawiść do Związku Radzieckiego, do komunistów. Nie chciałabym mieć z tym systemem nic wspólnego, byle tylko uwolnić się od wspomnień przeżytego piekła. Natomiast Z. Domino zostaje prokuratorem wojskowym, skwapliwie szerzy w Polsce komunizm, osobiście nadzoruje wyroki na więźniach. Zostaje członkiem Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego, który, mówiąc ogólnie brał udział w zbrojnym tłumieniu ruchów antykomunistycznych.
Hm... niezbadane są zakamarki psychiki ludzkiej... , ale po lekturze Syberiady... można się jednego nauczyć, aby nie oceniać innych ludzi, nie krytykować, nie przykładać własnej miarki, bo łatwo można skrzywdzić.
Ja raczej nie biorę się za audiobooki. Mnie to męczy, mimo że wiele razy próbowałam. Muszę mieć jednak żywą kartkę przed oczami, by móc ją "przytulić",itp.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o samą książkę i o autora, gdyby nie film, pewnie bym o tej książce nie usłyszała. A autor? Cóż jestem zaskoczona jego działaniem, ale jak sama napisałaś, nigdy nie wiadomo co siedzi w ludzkiej głowie...
Ja też miałam taki stosunek do audiobooków, ale mają swoje zalety - mogę pracować i jednocześnie słuchać. A to dla mnie ważne, bo ostatnio jestem tak zapracowana, że nie mam czasu na czytanie:)
OdpowiedzUsuńTeż nie rozumiem postawy emerytowanego pułkownika Domino. Co go skłoniło do pisania książek, które niby opowiadają o deportacjach Polakow na Syberię, a tak naprawdę - w podtekście - są usprawiedliwieniem systemu komunistycznego?
OdpowiedzUsuńCzyżby też go podmienili na Syberii, tak jak podobno podmienili Wojtka Jaruzelskiego?
Czytałam ostatnio ten cały cykl Dominy, no, niby sprawnie napisane. Ale czyta się z obrzydzeniem. Tym bardziej, jeśli się zna (a ja znam) wspomnienia i ludzi, którzy tam też byli i przeszli przez całe to piekło. Najbardziej mnie wkurza, że właśnie wersja Dominy, a nie innych Sybiraków, została upowszechniona poprzez film i podana do wierzenia młodym Polakom. Mam nadzieję, że nie wszyscy w nią uwierzą.
Czytając "Sibiriadę" miałam wrażenie podróży w czasie, powrotu do PRL. Straszne uczucie!