sobota, 1 grudnia 2012

Daniel Passent " Passa"

Ostatnio popularne jest pisanie wspomnień. Wiele znanych osób chętnie opisuje swoją ,bogatą w ciekawe wydarzenia ,przeszłość,chwaląc się "kto z kim i kiedy".Czytając takie książki zawsze zastanawiam się jaką one mają wartość merytoryczną?Wspomnienia , pisane po latach , zniekształcone są przez ubytki w pamięci , upływ czasu, który często powoduje idealizację przeszłości.Można wykreować swoją osobę zgodnie z potrzebami. Nie koniecznie musi to być  za pomocą kłamstwa , ale choćby odpowiedniego rozkładania akcentów.
Mimo tych zastrzeżeń często daję się skusić na przeczytanie tego typu wspomnień, mając nadzieję , że dowiem się czegoś nowego i ciekawego.
Tym razem w ręce wpadła mi Passa Daniela Passenta.
Już sam tytuł zwraca uwagę - jest to ciekawe połączenie nazwiska znanego felietonisty z dobrą passą , jaka towarzyszyła mu w życiu.
Jako żydowskie dziecko ,przeżył wojnę , ukrywany przez polską rodzinę .Po wojnie opiekował się nim wujek. Był to ideowy komunista, wysoko postawiony w strukturze powojennej władzy. I tu pojawia się moja trudność w ustosunkowaniu się do osoby autora. Niemożliwe jest mówienie o życiorysach , karierach z okresu PRL-u , bez dotknięcia kontekstu politycznego. Daniel Passent próbuje odcinać się od polityki, często zaznacza , że nigdy go nie interesowała. Trudno w to uwierzyć. Był w układy polityczne uwikłany poprzez swoją rodzinę i pracę. Niewątpliwie ułatwiło mu to karierę zawodową, zagraniczne studia( o czym większa część społeczeństwa mogła tylko pomarzyć). Ale może nie ma w tym nic złego ? W końcu świat tak jest urządzony i nikt nie powiedział, że ma być sprawiedliwie.
Przez połowę książki autor chowa się za suchymi faktami , datami i nazwiskami.  A szkoda, bo bardziej interesowałyby mnie jego obserwacje, poglądy , refleksje na temat rzeczywistości w jakiej przyszło mu żyć i pracować. Przyznaję , że  czułam się znudzona i miałam ochotę nie czytać dalej, ale w drugiej połowie książki sytuacja trochę się poprawia. Pojawia się więcej osobistych przemyśleń, bardziej odważnego dzielenia się własnymi opiniami.Passent opowiada o kulisach swoich wywiadów ze sławnymi osobami , o swojej znajomości z Jerzym Kosińskim i o działalności kabaretowej.
Dużo miejsca zajmują wspomnienia o Agnieszce Osieckiej, osobie fascynującej a jednocześnie bardzo trudnej w codziennym życiu.Jest to chyba najbardziej intymna część książki i dla mnie najciekawsza.
Dość smutne , ale i prawdziwe,  wydały mi się refleksje Passenta nt. upadającej sztuki      pisania felietonów. Paradoksalnie , cenzura była sprzymierzeńcem dla tego gatunku, który jest trochę puszczaniem oka do czytelnika. Teraz można pisać wszystko wprost. Coraz mniej jest mrugania okiem, a coraz więcej wsadzania palca w oko.

Czy polecam tę książkę ? Nie wiem...Ja mam już przesyt wspomnień o karierach rodem z PRL-u.

4 komentarze:

  1. Pisanie wspomnień to forma rozliczenia ze sobą i czasem, w jakim przyszło żyć i układać się. Passent niewątpliwie był beneficjentem tego, co dawał PRL, tak jak wielu korzysta z możliwości, jakie daje III RP. Na pewno jest postacią ciekawszą i strawniejszą niż Urban, z którym przez jakiś czas pisali w "Polityce".

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tylko wątpliwości co do szczerości tych rozliczeń. Z Urbanem to nawet bardzo się przyjaźnili. Jeśli już mowa o dziennikarzach dawnej Polityki , to o wiele ciekawsza jest książka Domosławskiego Kapuściński non-fiction.Może dlatego , że bardziej obiektywna ( w końcu przecież nie autoryzowana), a może sama postać bardziej interesująca...?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Passę" już jakiś czas temu. Zainteresowałam się tą książką, oglądając program śniadaniowy, w którym występował Passent z córką i mówili o tej pozycji. Czytało mi się przyjemnie, ale bez fajerwerków. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak , zgadzam się z Tobą , że czyta się lekko , ale bez głębszego zaangażowania.

      Usuń