sobota, 8 grudnia 2012

"Młyn i krzyż" , czyli droga krzyżowa wg. Lecha Majewskiego


Pieter Bruegel, podobnie jak Hieronim Bosch, to malarze , których obrazy robią na mnie duże wrażenie.
Dlatego z wielkim zapałem zasiadłam do filmu "Młyn i krzyż" w reż. Lecha Majewskiego.
Scenariusz filmu jest oparty na eseju amerykańskiego historyka sztuki Michaela Gibsona.Jest to forma animacji znanego obrazu Pietera Bruegla " Droga Krzyżowa".
Reżyser pochyla się z lupą nad postaciami i wydarzeniami przedstawionymi na obrazie , dokładając do nich  narrację.
Ogólnym tematem jest  życie we Flandrii roku 1563, będącej pod panowaniem hiszpańskim.Bruegel (Rutger Hauer) planuje namalować obraz. Przygląda się mieszkańcom, robi szkice , tłumaczy rozmieszczenie planu i symbolikę postaci.
Widzimy zwykłe, codzienne życie wieśniaków, ich biedę, prześladowanie heretyków, okrutne egzekucje. Dowiadujemy się (niestety) do czego służyło koło , widoczne z prawej strony obrazu Bruegla.

W filmie nie ma fabuły, jest to raczej kalejdoskop scen ,przesuwających się przed oczami widza.
Od początku przykuwa uwagę cisza panująca w filmie. Dialogi ograniczone są do niezbędnego minimum, są tylko formą komentarza do tego co widz ogląda. Najważniejsze są zdjęcia, które tworzą magię tego filmu.
Czułam się jak Alicja przechodząca na drugą stronę lustra. Z tą różnicą , że lustrem jest płótno obrazu. Nie miałam poczucia , że oglądam film , tylko ,że wchodzę w magicznie ożywiony świat wg. Bruegla. Sceny, dopracowane z wielką dbałością o szczegóły ,zapierały mi dech w piersiach. Nie chcę , żeby wyglądało to na egzaltację , na prawdę oglądałam ten film na wstrzymanym oddechu.
Aktorzy są postaciami jakby namalowanymi ręką mistrza. Charlotte Rampling grająca rolę Matki Boskiej nie jest zwykłą odtwórczynią roli , jaką znamy z filmów pokazywanych w TV w okresie świątecznym. Ona po prosty  j e s t  Pietą, cierpiącą , skupioną na tajemnicy, której jest świadkiem.

Twórcom filmu udało się pokazać artyzm mistrza Bruegla, który słynął z malowania pejzaży.Krajobrazy sprawiają wrażenie namalowanych. Wiernie oddane są kolory, światło, klimat obrazów. Czasami ma się wrażenie , że widać pociągnięcia pędzla.Wykorzystanie współczesnej techniki w połączeniu z miłością do sztuki dało wspaniały efekt.
 Lech Majewski  o procesie tworzenia tego filmu tak powiedział:  
"Wykonana praca może być porównana do tkania ogromnego cyfrowego gobelinu zbudowanego z wielowarstwowych perspektyw, zjawisk atmosferycznych i ludzi".


Czytałam krytyczne opinie na temat  filmu "Młyn i krzyż". Stawiane są zarzuty , że banalna fabuła, , że nic odkrywczego,  że wydumane - dla pseudointelektualistów
( cokolwiek to znaczy) .
Recenzenci( np . na Filmweb) , obok krytyki filmu, obrażają dodatkowo widzów, którzy mają odmienne zdanie.
Zapominają chyba po co jest sztuka , dlaczego jedni ludzie coś tworzą , a inni to oglądają?
Moim zdaniem sztuka ma  wywołać określone emocje,ma poruszyć w odbiorcy schowaną gdzieś głęboko strunę. Jest to sprawa subiektywna , a nawet  czasami intymna. Emocje nie podlegają normom, ramom. Każdy człowiek rezonuje na inny rodzaj sztuki, bo każdemu coś  innego w duszy gra.
Film Lecha Majewskiego "Młyn i krzyż"jest właśnie obrazem oddziałowującym na emocje. Nie ma po co kombinować nad nim- czy dobry , czy banalny. Należy go chłonąć zmysłami , przeżywać.
W mojej duszy własnie taka sztuka gra...

4 komentarze:

  1. Czasami zbytnie przeintelektualizowanie przesłania tu, co istotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, ale gdzie jest granica,po której można już mówić o przeintelektualizowaniu? To jest chyba sprawa indywidualnego odbioru.

      Usuń
  2. Film mnie wessał do świata z obrazu, do ludzi i ich codzienności a jednocześnie nie dał zapomnieć, że jestem uczestnikiem najważniejszego Misterium.

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, oglądając ten film ma się wrażenie wejścia w inny świat:)

    OdpowiedzUsuń