niedziela, 10 listopada 2013

Bukareszt Krew i kurz Małgorzata Rejmer

Autorka zabrała mnie w podróż po mieście, które nie chce pamiętać swojej przeszłości, próbuje się od niej odciąć, nie widzieć pozostałości totalitarnego systemu, który zżerał Bukareszt , toczył jak rak.  Niestety, ta przerażająca przeszłość woła na każdym kroku, nie pozwala o sobie zapomnieć. Tkwi w ludzkich przyzwyczajeniach, gnieździ się w umysłach. Przeraża w architekturze, w "śmieciach zalegających na ulicach, w trawnikach przypominających popielniczki, w zaschniętych strugach plwocin i bryłach psich odchodów na chodnikach".

Książka Małgorzaty Rejmer nie jest typowym reportażem. Poznajemy Bukareszt, a przez niego również i Rumunów, dzięki opowieściom jego mieszkańców. Autorka snuje tę historię trochę jak baśń, sięgającą czasów starożytnych i korzeni narodowości rumuńskiej. Jest to jednak baśń przerażąjąca, o  więzieniach, torturach, psychicznym i fizycznym wyniszczaniu ludzi. Brud, pot, zmęczenie, beznadzieja. Dzieci uczone przez rodziców, że nie można mieć marzeń. Nie można nikomu ufać, niczego nie opowiadać o sobie, bo to niebezpieczne - nie wiadomo, czy ktoś nie użyje tego przeciwko tobie. Strach, nawet przed jedzeniem w restauracji - bo ktoś cię zauważy, że przychodzisz za często, że jesz z apetytem. To wystarczy by trafić do więzienia.
 Mimo że upłynęło 24 lata od rewolucji w Rumunii, czyli tyle ile rządził Ceausescu , to ludzie nadal żyją w strachu, jakby nie przebudzili sie jeszcze z koszmarnego snu.
Poznajemy przerażający zapis dyktatury, która złamała ludzkie psychiki na wiele lat. Obrazem tego jest np. fakt, że autorka nie mogła zamieścić wszystkich zebranych historii, bo część jej rozmówców bała się, że nadal są obserwowani przez Securitate, że będą z powodu tej książki prześladowani.


Ceausescu buduje nowy Bukareszt, bez wahania burzy 9 tys. budynków, stare wille, kościoły. 50 tys. ludzi wysiedla byle gdzie, bo cel jest najważniejszy - zbudować socjalistyczne miasto; wielkie, betonowe budowle, symbolizujące potęgę socjalizmu. Najwyraźniejszym pomnikiem jego rządów jest Dom Ludu, olbrzymi gmach, który zniszczył architekturę i ducha tego miasta. Jego budowa pochłonęła liczbę ofiar trudną do oszacowania - mówi się nawet o kilku tysiącach robotników, których ciała na zawsze pogrzebał beton, bo nikt nie chciał marnować czasu na wydobywanie zwłok. Dziś większość mieszkańców Bukaresztu próbuje poprostu nie zauważać tego budynku, udają, że go tam nie ma. Jednak nie zdecydowali sie na jego wyburzenie, tkwi więc Dom Ludu, widoczny z każdego miejsca Bukaresztu, jako tragiczny pomnik dyktatury.

Gospodarka socjalistyczna potrzebowała rąk do pracy, naród rumuński musiał być liczny i silny. Dlatego Wódz zarządził, że Rumunki mają rodzić więcej dzieci. Zabroniono stosowania antykoncepcji i aborcji, a złamanie tego dekretu było karane ciężkimi torturami i więzieniem. Kwitło więc podziemie aborcyjne, sierocińce przepełnione były dziećmi upośledzonymi na skutek nieudanych prób wywołania poronienia. Rumunki nie chciały rodzić dzieci, bo nie widziały szans na ich wychowanie. Zmuszone były żyć  w warunkach poniżej ludzkiej godności - brak ogrzewania w mieszkaniach, gaz czy prąd włączane były na godzinę dziennie. Jak mówi jedna z bohaterek książki - byliśmy jak "przemarznięte szczury, żyjące w półmroku, w zawilgoconych klatkach jak w kanałach. A na dodatek były z nas głodne szczury, karmione propagandą, bez odrobiny wiary, że cokolwiek może się zmienić". Ale reprodukcja siły roboczej to zaszczyt i obowiązek patriotyczny.
Nie ma tu nic do rzeczy czy jest się katolikiem, czy nie, czy jest się z prawej czy z lewej strony, jaki ma się stosunek do aborcji. Rozdział o  "polityce demograficznej", o tragediach tysięcy kobiet, jest przerażający, ukazuje jak można upodlić ludzi, zniszczyć ich kręgosłup moralny, wyprać z ludzkich uczuć. Jest to zapis dramatu zniszczonych rodzin, którym totalitaryzm wchodził brutalnie do domów, zaglądał do garnków i łóżek. Nie było miejsca na prywatność, intymność. Życie ludzkie stało się sprawą państwową, publiczną.

 Rozmówcy Małgorzaty Rejmer uważają, że ich naród tak długo żył w zniewoleniu, że zapomniał, czym jest wolność, jak można żyć normalnie. Mają poczucie , że  żyją obecnie w chaosie i anarchii. Nie potrafią obudzić sie z letargu, biernie poddają się prądowi życia. Nie rozumieją co naprawdę stało się w grudniu 1989 r. , kto potem przejął władzę. Brakuje im analizy i rozliczenia się z przeszłością. Rumuni próbują o przeszłości zapomnieć, bo to dla nich najwygodniejsze rozwiązanie.
Czas zmian w Europie spędzili jak we śnie, z którego przebudzili się nagle, przerzucając telewizyjne kanały, surfując po internecie, ale nie żyjąc. I nie mając nadziei.  Mają poczucie, że  przychodzą znikąd i donikąd zmierzają, z kompleksem pariasa Europy. Na nowo muszą tworzyć własną tożsamość narodową, uporać się z historią, nie tylko komunistyczną, ale też z problemem eksterminacji Żydów i  współpracy z faszystami w czasie wojny.

Rejmer dotarła do rodziny Claudiu Crulica - Rumuna, który w 2008 roku zmarł w krakowskim więzieniu po tym, jak – protestując przeciw niesprawiedliwości polskiego systemu sądowego – podjął głodówkę. Sprawa ta odbiła się głośnym echem w Rumunii, poruszyła kompleks narodu lekceważonego i poniżanego w Europie. Jakby Rumun to człowiek, którego można nie szanować, pewnie złodziej - bo Rumuni są ciągle myleni z Romami, a ci kojarzeni sa ze złodziejstwem i żebractwem.

Według sondażu z 2010 roku 60 % Rumunów uważa komunizm za słuszną ideologię, a tylko 2 % źle wspomina tamte czasy.
Rządy Ceausescu identyfikują z dawną potęgą Rumunii. Uważają, że tylko on miał wizję silnego państwa, potrafił rządzić twardą ręką, a w czasach dzisiejszego chaosu i kryzysu duża część Rumunów tego potrzebuje i za tym tęskni. Rumuni trochę nawet wstydzą sie tego, jak potraktowali N. Ceausescu, dlatego teraz chętnie chcą go wspominać jako jowialnego dziadka w śmiesznej czapce - to mechanizm obronny, pozwalający złagodzić koszmar historii tego narodu.

Małgorzata Rejmer spotkała w Bukareszcie ciekawego artystę - Iona Barladeanu. Człowiek balansujący gdzieś na obrzeżach społeczeństwa, nie poddający się konwencjom i modom. W czasach ustroju komunistycznego najmował się do prostych prac, nie wymagających kwalifikacji zawodowych. Po 1989 r. zajął się wywózką śmieci. Wysypisko śmieci stało się dla niego źródłem informacji o ludziach, o kulturze i społecznych przemianach. Zbierał zdjęcia z czasopism i tworzył z nich kolaże, obrazujące jego ironiczny dystans do jakiejkolwiek władzy, do świata.



 Rumuni uwielbiają licytować się na najbardziej radykalne dowcipy o swoim kraju. Maja takie powiedzonko : " Zamienić śmiechem błoto w złoto". To pomaga zmierzyć sie z przeszłością, ale i też obecnymi problemami, śmiech rozładowuje napięcie, nawet jeśli jest to śmiech przez łzy.
 Na przykład:
- Dlaczego Rumunia zajęła drugie miejsce w rankingu najbardziej skorumpowanych państw? - Bo zapłaciła łapówkę, żeby nie być na pierwszym.
- Czym różni się Auschwitz od Rumunii? - W Auschwitz był chociaż gaz.

Książkę Małgorzaty Rejner przeczytałam jednym tchem. Uległam jej fascynacji Bukaresztem i Rumunią. Najlepszą ocena dla reportażu jest to, że czytelnik chce to miejsce odwiedzić, przejść śladami autora, zobaczyć na własne oczy, poczuć  i przeżyć . Tak jest z tą książką. Podobno autorka spędza ostatnio czas w Albanii, mam więc nadzieję, że będzie to inspiracją do kolejnego reportażu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz