sobota, 1 września 2012

Histeria - Romantyczna historia wibratora

Histeria - romantyczna historia wibratora  ( 2011) - reż. Tanya Wexler.

Film , który można polecić na weekend , bo jest lekki i zabawny.
Akcja osadzona jest w epoce wiktoriańskiej. Młody lekarz (Hugh Dancy) ma problemy ze znalezieniem stałej posady. Ma zbyt nowoczesne poglądy na temat metod leczenia i higieny .Ostatecznie zostaje zatrudniony w gabinecie doktora, zajmującego się leczeniem histerii u kobiet.
Metoda leczenia jest prosta - masaż erotyczny pacjentki, wywołujący "paroksyzm".
Po takim zabiegu stan chorej poprawia się , ustępuje złe samopoczucie.
Nasz bohater świetnie odnajduje się w nowej" specjalizacji". Jest ceniony przez pacjentki, do momentu , aż z powodu przepracowania ...ręka odmawia mu posłuszeństwa.    Jak już nie raz historia pokazała - potrzeba jest matką wynalazku. Młody doktor , do spółki ze swoim szalonym  przyjacielem ,konstruują prototyp wibratora.
Wynalazek okazuje się genialny . Doznania pacjentek są silniejsze, wobec czego efekt terapeutyczny jest lepszy. I najważniejsze , że ręka lekarza nie nadwyręża się, może więc przyjąć w gabinecie więcej kobiet.
W akcję wpleciony jest wątek społecznych problemów ówczesnej Anglii. Bohater zakochuje się w starszej córce (Maggie Gyllenhaal)swego pracodawcy. Jest ona osobą wielce ekscentryczną jak na owe czasy - feministka, prowadząca przytułek dla kobiet i dzieci. Uosabia  zmiany społeczne, jakie mają nadejść w nowym stuleciu.

Film ogląda się przyjemnie - akcja wartka, scenografia dobra, aktorzy przekonywujący  (jeśli kogoś nie gorszą sceny" terapeutyczne"). W zabawny sposób pokazuje widzom jak wielkie zmiany zaszły w psychologii, medycynie. Należy podkreślić , że niestety, jest to prawdziwa historia leczenia problemów emocjonalnych kobiet. Panie, oglądając ten film, mogą więc cieszyć się z obecnego wyzwolenia seksualnego, ze zmian jakie zaszły w ich pozycji społecznej.
 Akcja filmu jest wartka,
W trakcie projekcji śmiałam się , jak większość , z zabawnych scen. Później naszły mnie jednak pewne wątpliwości... Czy jednak nie powinnam ,jako kobieta, czuć się tym filmem nieco urażona. Jak się głębiej zastanowić , to ówczesne kobiety pokazane są jako głupie istoty, nierozumiejące własnych potrzeb duchowych i cielesnych.
Pozwalają mężczyznom narzucać ich sposób postrzegania świata, dokonywać ocen rzeczywistości. Kobiety, jako istoty infantylne zadowolą się orgazmem, i to jeszcze za pomocą wibratora.  Ale ... może czepiam się, na siłę doszukuję się głębszych treści tam , gdzie ich nie ma.

Zakończenie filmu jest ,moim zdaniem, jest zbyt ulukrowane, ale niech będzie, w końcu to komedia romantyczna...

Zapraszam Was do podzielenia się swoimi opiniami. Pozdrawiam. Lena


                                                             Pacjentka w trakcie "zabiegu terapeutycznego"

2 komentarze:

  1. Dzień dobry. :)

    Przybyłam tu z odmętów internetu i od razu trafiłam na recenzję niedawno obejrzanego filmu. To musi być znak. ;)

    Jeśli można, chciałabym odnieść się do ostatnich akapitów tekstu, tych o kobiecej bezwolności ukazanej w filmie. Sama geneza powstania wibratora rzeczywiście przebiegała tak, jak w filmie: urządzenie miało odciążyć lekarzy prowadzących kurację "przeciwhisteryczną" dla kobiet, przytłoczonych ilością pacjentek. Leczenie zamiast zdrowego seksu, "jednostka chorobowa" zamiast zwykłej przyjemności - już samo to mówi wiele o rzeczywistości dziewiętnastego wieku, która dla kobiet nie była zbyt łaskawa. A już dla ich cielesności zwłaszcza.

    Przecież czołowi psychiatrzy tamtych czasów, z Freudem na czele, uważali, że kobieta czerpiąca przyjemność ze stosunku seksualnego nie może być normalna! Że coś z nią "nie tak". Same kobiety nawet nie przypuszczały, że "małżeński obowiązek" może być czymś więcej niż przykrą koniecznością. Wiktoriańskie poradniki dla młodych mężatek zamieszczały porady, co robić, kiedy wieczorem mąż nie przejawia chęci do snu, jeśli mogę to tak ująć. ;) W skrócie miały używać wymówek (słynna boląca głowa ;) ), kiedy to okazuje się nieskuteczne udawać, że śpią; a kiedy i to nie pomaga ostudzić zapałów męża miały leżeć sztywno bez ruchu ani żadnej innej reakcji, "wówczas on szybko się zniechęci". Dla nas brzmi to niesłychanie, jednak działo się naprawdę. I nagminnie.

    Przy okazji doprowadzając do kuriozalnej sytuacji, w której kobiety, pozbawione wszelkich poza-rodzinnych i poza-domowych form aktywności popadały w depresję ani nie mogły w żaden sposób dać ujścia swoim emocjom (dziewiętnastowieczne panie z dobrych domów nie robiły takich rzeczy, one nie miały emocji w ogóle ;) ), więc pomocy szukały u lekarzy. Pytasz, czy nie umiały rozpoznać swoich potrzeb; tak właśnie było. Obowiązujące normy społeczne skutecznie im to uniemożliwiały. Dlatego też dawały sobą sterować, także lekarzom przekonanym, że chorobę o nazwie "histeria" da się wyleczyć tylko w taki a nie inny sposób. Poniekąd mieli rację, choć doprowadziła ich do tego wyjątkowo pokrętna logika. :)

    A że całą historię uproszczono, tak w skali "ogólnej", jak i w przypadku historii miłosnej? Jak słusznie zauważyłaś, komedia romantyczna rządzi się swoimi prawami. :) I jako taki film przypadł mi do gustu.

    Pozdrawiam (i przepraszam za przydługi komentarz)! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podziękujmy naszym babkom feministkom. Daleko jeszcze do ideału równouprawnienia , ale... nie od razu Kraków zbudowano.

      Usuń